Reklama

czwartek, 31 marca 2011

Legioniści w reprezentacji

Dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach ligowych dla niektórych zawodników oznacza jeszcze większą pracę i walkę o miejsce w składzie reprezentacji Polski. Na zgrupowania kadry wyjechało w sumie sześciu Legionistów, którzy reprezentowali Polskę w czterech kategoriach wiekowych.

Zabrał dwóch, sprawdził jednego
 
Selekcjoner reprezentacji Polski, Franciszek Smuda na mecze z Litwą i Grecją powołał dwóch graczy Legii: Michała Kucharczyka i Jakuba Rzeźniczaka. Szansę pokazania się na boisku otrzymał tylko ten pierwszy. Młody napastnik stołecznego klubu, łącznie spędził na placu zaledwie 23 minuty, w trakcie których nie wyróżnił się niczym szczególnym. W przegranym 0:2 starciu z Litwą na kwadrans przed końcem spotkania zmienił Roberta Lewandowskiego. Piętnastominutowy występ okupił drobnym urazem. W meczu z Grecją Kucharczyk wszedł na boisko w 83 minucie, ponownie zmieniając snajpera Borussi Dortmund.

Kapitan Borysiuk
Reprezentacja Polski U – 20 w czwartek i sobotę, w ramach Turnieju Czterech Narodów, rywalizowała z Niemcami i Szwajcarami. Pełne 90 minut w obu spotkaniach zanotował Ariel Borysiuk. W pierwszym spotkaniu Polacy zremisowali 1:1 z naszymi zachodnimi sąsiadami, natomiast w sobotnim starciu podopieczni Andrzeja Zamilskiego nie sprostali Szwajcarom, przegrywając 1:3. Borysiuk pełnił w tym meczu funkcję kapitana.

Skuteczny Żyro
Zdecydowanie najlepiej z zawodników Legii powołanych na mecze reprezentacji zaprezentował się Michał Żyro. Reprezentacja Polski U – 19 dwukrotnie mierzyła się z rówieśnikami z Norwegii. W obu tych meczach Żyro odgrywał kluczowe role, trzykrotnie pokonując bramkarza rywali. W sobotnim pojedynku 19 letni pomocnik zdobył dwa gole, a Polska wygrała 3:1. Dwa dni później legionista strzelił bramkę dającą reprezentacji kierowanej przez Janusza Białka remis 1:1. W meczach z Norwegami w pełnym wymiarze czasowym grał inny wychowanek Akademii Piłkarsikej Legii Warszawa, Wojciech Lisowski.

Bohater Kamiński
Do sporej niespodzianki doszło w Łomży, gdzie reprezentacja Polski U – 18 pokonała Holandię 3:0. Bohaterem "Biało-Czerwonych" został napastnik Młodej Legii, Kamil Kamiński, który strzelił gola i zaliczył asystę."Kamyk" pojawił się na boisku w drugiej odsłonie. Na początku bardzo precyzyjnie zagrał do Szymona Drewniaka, który pokonał golkipera "Oranje". W dalszej części spotkania Kamiński wykorzystał sytuację sam na sam z holenderskim bramkarzem.

poniedziałek, 21 marca 2011

„Mamy problem”


Te słowa Macieja Skorży z pomeczowej konferencji najlepiej obrazują szanse Legii Warszawa na zdobycie Mistrzostwa Polski. W niedzielę Legioniści przegrali drugi ligowy mecz z rzędu. Tym razem lepszy okazał się GKS Bełchatów, a katem warszawiaków, podobnie jak jesienią, był Marcin Żewłakow. 
 
Były reprezentant Polski w czwartej kolejce dwukrotnie pokonał Marijana Antolovica, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo 2:0. W niedzielę bełchatowianie również wygrali różnicą dwóch goli, a pierwszą bramkę zdobył właśnie Żewłakow. 34 – letni napastnik pokonał Wojciecha Skabę w sytuacji sam na sam. Dla Żewłakowa był to pierwszy gol w lidze od tamtych dwóch trafień jakie zaliczył przy Łazienkowskiej. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry piłkarzy Legii pogrążył Maciej Małkowski. Pomocnik GKS' u ograł Komorowskiego i Astiza, wbiegł w pole karne i pokonał Skabę.

Niewykorzystany karny
Być może ten mecz potoczyłby się zupełnie inaczej gdyby Legia w 26 minucie wykorzystała znakomitą szansę na objęcie prowadzenia. W polu karnym niezdecydowanie Lacica i Sapeli wykorzystał Michal Hubnik i został sfaulowany przez golkipera gospodarzy. Jedenastki nie wykorzystał jednak kapitan Wojskowych, Ivica Vrdoljak, oddając słaby strzał w środek bramki, który bez problemu obronił Sapela.

Piłkarze tłumaczyli się kibicom
Cierpliwość fanów Legii jest już na wyczerpaniu. "Chodźcie tu, k..., wszyscy, ale absolutnie wszyscy! Mamy do pogadania!" - takich rozkazów słuchali po porażce w Bełchatowie piłkarze stołecznego klubu, którzy przepraszali kibiców za porażkę i oddawali swoje koszulki. Czy taką postawą kibice zmotywują zawodników do lepszej gry? Wątpliwe. 


Sentymentalny powrót
Niedzielną porażkę Legii z wysokości trybun oglądał Jan Mucha. Bramkarz, który przed sezonem zamienił Warszawę na Liverpool nie dostaje zbyt wielu szans na grę w nowym klubie i jak sam mówi bardzo chciał wrócić na Ł3 – Zimą miałem ofertę powrotu do Legii Warszawa. Everton nie chciał mnie jednak puścić – zdradził w rozmowie z Dziennikiem Sport słowacki bramkarz.
 
Rzut oka na tabelę
Pomimo drugiej z rzędu i ósmej w sezonie porażki Legia w dalszym ciągu pozostaje w grze o mistrzostwo. Obecnie Legioniści zajmują trzecie miejsce ze stratą sześciu punktów do liderującej Wisły Kraków. Jeżeli w kolejnym ligowym spotkaniu, z Ruchem Chorzów, podopieczni Macieja Skorży nie wywalczą kompletu punktów mogą spaść nawet na siódmą lokatę. Tę właśnie pozycje zajmuje GKS Bełchatów, który do Legii traci trzy oczka.

środa, 16 marca 2011

Ruch odczarowany. Legia w półfinale Pucharu Polski!


Po remisie 1 – 1 w Chorzowie Legioniści przed rewanżem byli zdecydowanym faworytem. Na Łazienkowskiej podopieczni Macieja Skorży, po dwóch trafieniach Ivicy Vrdoljaka wygrali 2 – 0, czym zapewnili sobie miejsce w najlepszej czwórce Pucharu Polski.

Kapitan przypieczętował awans

Pierwsza połowa spotkania nie była porywającym widowiskiem. W ostatniej minucie tej części gry Legia zdobyła klasycznego gola do szatni. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najwyżej do piłki wyskoczył Ivica Vrdoljak i strzałem głową otworzył wynik rywalizacji. Druga połowa to już koncert Legionistów, którzy w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia. 15 tysięcy kibiców, którzy przybyli na Ł3 ujrzało jednak tylko jedną bramkę. W 58 minucie zespołową akcję wykończył Vrdoljak, zaliczając drugie trafienie w meczu. Dla kapitana Wojskowych gole zdobyte w starciu z Ruchem były szóstym i siódmym trafieniem w sezonie.

Czekaliśmy 16 lat...
Zwycięstwem nad Ruchem, Legioniści przełamali kompleks chorzowian, z którymi po raz ostatni w pucharowej batalii zwyciężyli w 1995 roku, czyli 16 lat temu. Obie drużyny rywalizowały ze sobą w dwóch ostatnich edycjach Pucharu Polski. Przed rokiem spotkały się w ćwierćfinale tych rozgrywek. W pierwszym meczu Legia przegrała 0 – 1. W drugim, po regulaminowych 90 minutach warszawiacy prowadzili 1 – 0 i o awansie do półfinału zadecydowała dogrywka. W 108 minucie do siatki Jana Muchy trafił Łukasz Janoszka i stało się jasne, że Legia przegra batalię o półfinał PP. Piłkarze Legii odpowiedzieli jeszcze golem Jarzębowskiego, ale ostatecznie to Ruch, dzięki bramce strzelonej na wyjeździe cieszył się ze zwycięstwa w dwumeczu. W 2009 roku oba zespoły zmierzyły się ze sobą w półfinale. Chorzowianie po dwóch wygranych 1 – 0 awansowali do finału, w którym przegrali z Lechem Poznań.
Łącznie oba zespoły w pucharowych potyczkach rozegrały między sobą 19 meczów. Ruch wygrywał siedmiokrotnie, Legia osiem razy, a cztery spotkania kończyły się remisem. Legia to najbardziej utytułowana drużyna rozgrywek Pucharu Polski. W sumie Legioniści trzynastokrotnie triumfowali w rozgrywkach (ostatnio w 2008 roku). Ruch natomiast ma na swoim koncie trzy zwycięstwa w PP (ostatnie w 1996 roku).

Młody gniewny
We wtorek kapitalne zawody rozegrał Rafał Wolski. Niespełna 19 – letni wychowanek Akademii Piłkarskiej stołecznego klubu dostaje coraz więcej szans od Macieja Skorży i przebojem wdziera się do pierwszego składu Legii. W starciu z Ruchem młody pomocnik Legionistów wyszedł na boisko w wyjściowym zestawieniu. Grał do 73 minuty, kiedy to został zmieniony przez Manu. Wolski już w 9 minucie spotkania dał próbkę swoich umiejętności, ogrywając w polu karnym dwóch obrońców Ruchu i strzelając minimalnie niecelnie. Zawodnik, który w maju będzie zdawał maturę, w drugiej połowie był jednym z najaktywniejszych Legionistów, grając na tle przestraszonych piłkarzy Ruchu jak stary wyjadacz. Wolski raz za razem przeprowadzał udane akcje środkiem pola, stwarzając zagrożenie pod bramką Ruchu. W 64 minucie miał doskonałą okazję na zdobycie gola, jednak w dogodnej sytuacji przeniósł piłkę ponad poprzeczką Peskovica.

Półfinał bez Wawrzyniaka
Jeszcze nie wiadomo z kim Legia zmierzy się w półfinale Pucharu Polski. Pewne jest, że w pierwszym meczu 1 / 2 finału nie wystąpi Jakub Wawrzyniak. Lewy obrońca Legii w 16 minucie został ukarany żółtą kartą. Była to już druga indywidualna kara Wawrzyniaka w Pucharze i w konsekwencji nie będzie mógł zagrać w pierwszym spotkaniu fazy półfinałowej. Przed meczem rewanżowym z chorzowskim klubem aż sześciu graczy Legii było zagrożonych absencją w kolejnym meczu. Na szczęście Borysiuk, Komorowski, Kucharczyk, Radovic i Gol we wtorkowym meczu nie ujrzeli kartoników. Absencja Wawrzyniaka to jednak nie największe zmartwienie Skorży. W niedzielnym meczu z GKS Bełchatów trener Legii prawdopodobnie nie będzie mógł skorzystać z Michala Hubnika. Czeski napastnik nabawił się kontuzji w ostatnim meczu ligowym i jego występ w najbliższym spotkaniu stoi pod dużym znakiem zapytania.

poniedziałek, 14 marca 2011

Pechowa porażka Legii


Zazwyczaj kiedy Legia przegrywa jestem zły, niepocieszony i lepiej żeby wówczas nikt ani nic nie stawało mi na drodze. Po porażce ze Śląskiem było inaczej. Piłkarzom nie można odmówić walki i woli zwycięstwa, a o niezapomnianą atmosferę na trybunach zadbali warszawscy kibice. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie trzech punktów.

Legionistom punkt odebrał sędzia 

W 49 minucie Sebastianowi Mili wyszedł strzał, który z powodzeniem może rywalizować w konkursie na gola rundy. O ile pomocnik Śląska już nie raz pokazywał, że potrafi zdobywać piękne bramki strzałami z dystansu, o tyle celne uderzenia z prawej nogi w wykonaniu Mili należą już do rzadkości. Ten gol nie powinien jednak zostać uznany. Piotr Ćwielong, który podawał do pomocnika Śląska, znajdował się na spalonym, czego nie dostrzegł asystent Dawida Piaseckiego. Tak to już jednak jest, kiedy arbiter musi zwalniać się wcześniej z pracy aby zdążyć na mecz.

Stadiony świata
Nie tylko trafienie Sebastiana Mili było wyjątkowej urody. W 7 minucie po dośrodkowaniu Rzeźniczaka piłkę przed pole karne wybili obrońcy gości. Do futbolówki dopadł Ariel Borysiuk i kąśliwym strzałem z pierwszej piłki nie dał szans na interwencję Marianowi Kelemenowi. Po wyjściu na prowadzenie Legioniści stwarzali kolejne dogodne sytuacje, jednak w bramce Śląska świetne zawody rozgrywał Kelemen, potwierdzając że jest jednym z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy. Niewykorzystane okazje zemściły się w 27 minucie. Wojciecha Skabę mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Przemysław Kaźmierczak. Ten sam zawodnik w 70 minucie nie wykorzystał rzutu karnego, podyktowanego po faulu Rzeźniczaka.

Nie lubimy piątków
Mecz ze Śląskiem był drugim meczem w rundzie wiosennej jaki przyszło Legionistom rozegrać w piątek. Na inaugurację rundy zawodnicy Skorży zremisowali 3 – 3 z Cracovią Kraków. Kolejny ligowy mecz z udziałem Wojskowych odbędzie się w niedzielę. Przeciwnikiem warszawiaków będzie GKS Bełchatów. Przypomnijmy, że przed tygodniem Legia w niedzielnych derbach stolicy wygrała 1 – 0 z Polonią.

Oro Profesoro

Śląsk pod wodzą Oresta Lenczyka jeszcze nie przegrał. Mecz z Legią był już jedenastym z rzędu, nie przegranym spotkaniem Śląska. Ostatni raz wrocławianie z Legią wygrali dziesięć lat temu. Wówczas Legia sięgnęła po Mistrzostwo Polski, a Śląsk spadł z ligi. Czy tym razem historia się powtórzy? Nie mam nic przeciwko.

czwartek, 10 marca 2011

Hubnik na miarę Svitlicy?


Legia Warszawa z początku XXI wieku to Legia, którą pokochałem. Z ogromnym wzruszeniem wspominam czasy kiedy duet napastników Saganowski – Svitlica pod wodzą Dragomira Okuki dominował na polskich boiskach. Po ich odejściu Legia wciąż nie potrafi znaleźć snajpera, który zapewniałby jakość na jaką stołeczny klub zasługuje. Pojawił się co prawda Takesure Chinyama, który sięgnął nawet po koronę króla strzelców Ekstraklasy. Chini to jednak typowy „jeździec bez głowy” potrafiący strzelić gola niemal z zerowego kąta, jak i popisać się spektakularnymi pudłami. Jego karierę w Legii ostatecznie przekreśliły trwające w nieskończoność kontuzje i obecnie snajper rodem z Zimbabwe bliski jest opuszczenia szeregów Wojskowych. Przed rundą wiosenną zespół Macieja Skorży zasilił Michal Hubnik. Czy czeski napastnik to talent na miarę Saganowskiego i Svitlicy?

Udany początek
Michal Hubnik w znakomitym stylu wprowadził się do drużyny Legii. Już dzień po podpisaniu kontraktu z warszawskim klubem zadebiutował w sparingu z Widzewem Łódź. Czechowi zaledwie sześć minut wystarczyło aby wpisać się na listę strzelców. W tym meczu Hubnik golkipera pokonał jeszcze raz, w 28 minucie. Pierwszy występ w oficjalnym meczu Hubnik również okrasił golem. Reprezentant Czech wpisał się na listę strzelców w 65 minucie, wyrównując stan rywalizacji z Cracovią na 2 – 2. Hubnik miał też wymierny wpływ na zwycięstwo Legii w derbach Warszawy. To po jego uderzeniu niefortunną interwencję zaliczył Maciej Sadlok, umieszczając piłkę we własnej bramce. Śmiem twierdzić, że Hubnik to piłkarz na jakiego Maciej Skorża czekał. Pracuje cały mecz zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Jak mało który napastnik Ekstraklasy nie boi się i potrafi grać z obrońcą na plecach. Jeżeli nieco poprawi wykańczanie akcji będzie postrachem formacji defensywnych każdego polskiego klubu.

Dobre występy dostrzeżone
Do rozważań dotyczących transferu Hubnika skłoniła mnie decyzja selekcjonera reprezentacji Czech, Michala Bilka o powołaniu Hubnika na najbliższe mecze el. EURO 2012, w których jego podopieczni zmierzą się z Hiszpanią i Liechtensteinem. Marcowe spotkania nie będą dla Michala pierwszymi w kadrze. Wcześniej zaliczył dwa występy – przeciwko Danii i Chorwacji. W obu meczach na boisku pojawiał się z ławki rezerwowych.

Skąd ten Hubnik?  
Urodzony w czeskiej Vestinie napastnik        1 czerwca skończy 27 lat. Nie jest więc zawodnikiem pierwszej młodości jednak wierząc statystykom to najlepszy wiek dla napastników. Przez większość kariery związany był z Sigmą Ołomuniec, dla której w 148 występach zdobył 35 goli. Jego talent rozbłysł w obecnym sezonie. Dzięki dwunastu trafieniom był liderem klasyfikacji strzelców Gambrinus Ligi, co zapewniło mu zainteresowanie ze strony Legii. Do warszawskiego klubu trafił      18 lutego 2011r. na zasadzie wypożyczenia z opcją pierwokupu. Kwota odstępnego nie jest podana. Według niemieckiego portalu transfermarkt.de Hubnik wyceniony jest na milion euro.

Czy dorówna ikonom?
Dla wielu porównania Hubnika do Stanko Svitlicy, czy Marka Saganowskiego mogą wydawać się na wyrost. Trudno nie przyznać im racji. Hubnik dopiero rozpoczyna swoją przygodę z Legią. Svitlica i Saganowski to dwaj najlepsi napastnicy jacy grali w barwach Legii w minionej dekadzie. 
Stanko do warszawskiego klubu trafił w 2001 roku. W ciągu trzech lat gry w 60 ligowych występach strzelił imponującą liczbę 40 goli. Razem z warszawskim zespołem zdobył Mistrzostwo Polski i Puchar Ligi w 2002 roku. Rok później zapisał się na stale w historii polskiej piłki, stając się pierwszym obcokrajowcem, który zdobył tytuł Króla Strzelców. W 2004 roku odszedł do Niemczech, gdzie jednak kariery nie zrobił i po trzech latach powrócił do Polski. Zatrudnienie znalazł w odwiecznym rywalu Legionistów, Wiśle Kraków. Zagrał tam jedynie w dwóch meczach i po sezonie rozwiązał kontrakt, a jego transfer został okrzyknięty najbardziej nieudanym powrotem do Ekstraklasy. 
Siedem ligowych występów więcej w koszulce Legii i jednego gola więcej ma na koncie Marek Saganowski. Sagan na Łazienkowską trafił w 2002 roku, tworząc ze Svitlicą parę snajperów na miarę Mistrzostwa Polski.
Łącznie Ci dwaj zawodnicy w 127 ligowych występach zdobyli dla Legii 82 bramki, stając się jednym z najskuteczniejszych duetów napastników w historii warszawskiego klubu.

 
 Finał Pucharu Ligi 2002. Legia - Wisła 3:0

Aby zbliżyć się do osiągnięć tych zawodników przed Michalem Hubnikiem daleka droga. Czech nie stoi jednak na straconej pozycji. Jestem przekonany, że z nim w składzie Legia zyskuje dodatkowe 50% szans na zdobycie Mistrzostwa Polski w obecnym sezonie.

niedziela, 6 marca 2011

Dżihad po warszawsku. Legia rządzi w stolicy!

Hiszpanie mają Gran Derbi, Włosi Derby Mediolanu, Anglicy Manchesteru, a Polacy Derby Warszawy. Rywalizacja odwiecznych rywali, Legii i Polonii to dla każdego kibica warszawskiego klubu więcej niż mecz. To święta wojna toczona na boisku i poza nim. W niedzielne popołudnie na boisku lepsi okazali się podopieczni Macieja Skorży, odnosząc skromne, ale zasłużone zwycięstwo.

Legionistów poniosły trybuny

Dla kibiców obu drużyn ten mecz rozpoczął się o wiele wcześniej niż zabrzmiał pierwszy gwizdek Huberta Siejewicza. Na warszawskich ulicach dominowali kibice Legii, którzy głośno skandowali "Tak się k... napinacie, a na mieście sp...". Kiedy piłkarze Skorży wychodzili na rozgrzewkę kibice przygotowali pierwszą efektowną oprawę. Na trybunach wywieszono dwa ogromne transparenty, tworzące hasło "Jedna jest siła w tym mieście. To potęga, a wy kim jesteście?". Pomiędzy nimi z małych flag w barwach powstał napis "Legia". W niedzielne popołudnie trybuny poniosły piłkarzy Legii do zwycięstwa. Chóralne „Warszawa Warszawa Warszawa CWKS Legia Warszawa Warszawa..” odśpiewane przez 23 tysiące gardeł sprawiało, że na ciele pojawiała się gęsia skórka.

26 minuta... 
Decydująca dla losów spotkania okazała się 26 minuta, po której mogłem otworzyć butelkę piwa i z większym spokojem śledzić dalszy przebieg meczu. Prostopadłe podanie od Radovicia otrzymał Hubnik. Czeski napastnik wbiegł w pole karne i z całej siły uderzył na bramkę Przyrowskiego. Golkiper Czarnych Koszul zdołał sparować piłkę, a ta trafiła w rozpędzonego Sadloka i wpadła do siatki. Jak się później okazało samobójcze trafienie obrońcy Polonii było jedynym golem w meczu. 

Przyrowski bohaterem Polonii 
Legia powinna to spotkanie wygrać zdecydowanie wyżej jednak w bramce Czarnych Koszul dwoił się i troił Sebastian Przyrowski, nie raz broniąc w niewiarygodnych sytuacjach. Golkiper Polonii już na samym początku popisał się umiejętnościami, broniąc uderzenie głową Michała Kucharczyka. W pierwszej połowie jeszcze dwukrotnie uratował swój zespół przed stratą gola, broniąc kolejne uderzenie Kucharczyka i wygrywając pojedynek sam na sam z Manu. Najbardziej efektowną interwencją popisał się w 53 minucie. Po centrze w pole karne instynktownie wybronił uderzenie Hubnika. Czeski napastnik dopadł do piłki, ale po raz kolejny jego strzał w wiadomy tylko dla siebie sposób obronił Przyrowski. Bramkarz, który przed sezonem był pierwszy do „odstrzału” uchronił Polonię przed pogromem w derbach Warszawy, czym zasłużył na miano najlepszego zawodnika meczu. 

Vrdoljak – Radovic – Hubnik
W grze Legii trudno wskazać zawodnika, który w niedzielnym spotkaniu zagrał poniżej oczekiwań. Może z wyjątkiem Wojciecha Skaby, który zaliczył kilka niepewnych interwencji. Wielkie brawa i gratulacje za taktyczne rozpracowanie przeciwnika należą się sztabowi szkoleniowemu z Maciejem Skorżą na czele. W pojedynku z Polonią trzon zespołu, bez którego trudno wyobrazić sobie grę warszawiaków tworzyli Vrdoljak, Radovic i Hubnik. Kiedy na początku sezonu Ivica Vrdoljak otrzymał opaskę kapitana wśród wielu kibiców (także i mnie) zapanowała konsternacja. Okazało się, że decyzja Skorży była strzałem w dziesiątkę. Chorwacki pomocnik jesienią strzelał dla Legii bardzo ważne bramki, imponował zaangażowaniem i walecznością, jak niegdyś Aleksandar Vuković. W starciu z Polonią był wszędzie tam gdzie było trzeba. Vrdoljak to waleczne legijne serce. Motorem napędowym drużyny był Miroslav Radovic. Wychowanek Partizana Belgrad zaczyna grać tak dobrze jak przed kilkoma laty, kiedy rozpoczynał przygodę z Legią. Radovic to też dobry duch tej drużyny. Bo któż tak jak on potrafi rozweselić towarzystwo? Do drużyny w świetnym stylu wprowadził się Michal Hubnik. Czech to napastnik jakiego Legia szukała. Czy będzie talentem na miarę Stanko Svitlicy, który w sześćdziesięciu występach w Legii zdobył czterdzieści goli? Mam przeczucie, że właśnie tak będzie.

Udany rewanż
13 sierpnia 2010 roku na stadionie przy ulicy Konwiktorkiej w meczu drugiej kolejki Polonia upokorzyła Legionistów, wygrywając 3 – 0. Wówczas jedną z bramek dla podopiecznych Bakero zdobył Ebi Smolarek, dla którego było to pierwsze trafienie w polskiej Ekstraklasie. W niedzielę 47 krotny reprezentant Polski poczynania kolegów oglądał z ławki rezerwowych.

Siejewicz przepisem na sukces?
Ostatnie derbowe zwycięstwo nad Polonią Legioniści świętowali w 2006 roku, kiedy to szkoleniowcem wojskowych był Dariusz Wdowczyk. Arbitrem wygranego przez Legię 2-0 pojedynku był Hubert Siejewicz, czyli ten sam sędzia który prowadził niedzielne zawody.

wtorek, 1 marca 2011

Szalony mecz na początek


Nie tak wyobrażaliśmy sobie pierwszy wiosenny mecz Legii Warszawa w Ekstraklasie. Podopieczni Macieja Skorży po emocjonującym meczu zaledwie zremisowali 3 – 3 z ostatnią w tabeli Cracovią Kraków. Piłkarze „Pasów” trzykrotnie obejmowali prowadzenie w meczu, a Legioniści za każdym razem doprowadzali do wyrównania.

Bartos Ekstraklapa
Włodzimierz Bartos nie będzie dobrze wspominany przez kibiców stołecznej drużyny. We wrześniu w meczu prowadzonym przez arbitra z Łodzi warszawiacy przegrali 1 - 2  z Zagłębiem Lubin. W piątkowym starciu z Cracovią 39 letni Bartos popełnił kilka rażących błędów, które znacząco wpłynęły na przebieg rywalizacji. Pierwsza kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w 29 minucie gry. Do piłki dośrodkowanej z narożnika boiska najwyżej wyskoczył Jakub Wawrzyniak. Pytanie, czy futbolówka po uderzeniu głową polskiego obrońcy przekroczyła linię bramkową czy nie? W opinii wielu ekspertów tak właśnie było, sędzia orzekł jednak inaczej i gola nie uznał. Sześć minut później było już 1 – 0 dla Cracovii. I tu kolejny sporny moment. Czy Wojciech Skaba był faulowany w polu bramkowym czy nie? Oceńcie sami
.

Na początku drugiej odsłony piłkarze „Pasów” zdobyli kolejną bramkę. O ile przy dwóch pierwszych sytuacjach można się spierać czy gole powinny zostać uznane czy też nie to tym razem wątpliwości nie było, że nie powinien zostać uznany. Nie chodzi tu o przewinienie Iniakiego Astiza w polu karnym, które było ewidentne, ale o nieprzepisowe zagranie Saidi Ntibazonkiza. Reprezentant Burundi przy przyjęciu crossowego zagrania wyraźnie pomagał sobie ręką. Sędzia jednak puścił grę, Ntibazonkiza podał do Bartłomieja Dudzica, który dał się sfaulować defensorowi Legii, a jedenastkę na gola zamienił Alexander Suvorov. -Jestem zły, ponieważ w pierwszej połowie spotkania arbiter nie uznał mojego gola. Po uderzeniu głową, piłka w całości przekroczyła linię bramkową. W dodatku przy trzecim trafieniu dla Cracovii zawodnik gospodarzy pomagał sobie ręką - ocenił w wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej Legii, Jakub Wawrzyniak.

Defensywa słaba jak nigdy 
O kontrowersyjnych sytuacjach w tym meczu nikt by nie pamiętał gdyby Legioniści nie popełniali prostych błędów w obronie, które skutkowały stratą kolejnych bramek. Oglądając powtórki pierwszego trafienia dla Cracovii można odnieść wrażenie, że defensorzy Legii ze Skabą na czele robili wszystko aby gola stracić. Drugi gol dla „Pasów” to indywidualny błąd Iniakiego Astiza, który dał się nabrać na prosty zwód Dudzica, w efekcie czego sfaulował napastnika Cracovii w polu karnym i arbiter podyktował rzut karny. Trzeci gol stracony przez podopiecznych Macieja Skorży był już 22 w tym sezonie. Dokładnie tyle bramek Legioniści stracili w całym poprzednim sezonie ligowym.

Przebłysk geniuszu
Starcie z Cracovią pokazało dwa oblicza Legionistów. Z jednej strony fatalna gra w defensywie, z drugiej świetna postawa w ofensywie. Gole strzelane przez zawodników Skorży można określić mianem jeden piękniejszy od drugiego. Festiwal strzelecki warszawiacy rozpoczęli w końcówce pierwszej połowy. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry efektowne dośrodkowanie Jakuba Rzeźniczaka równie efektownym strzałem głową zakończył Michał Kucharczyk.
 .

W 65 minucie strzelec pierwszej bramki w meczu, Marian Jarabica został antybohaterem akcji. Defensor Cracovii źle wybił zmierzającą w pole karne piłkę. Ta trafiła na osiemnasty metr pod nogi debiutującego w Legii, Michala Hubnika, który pięknym strzałem z woleja wyrównał stan meczu na 2-2.

Wyjątkowej urody było również trafienie Jakuba Wawrzyniaka z 78 minuty. Wprowadzony w drugiej części gry Ajerando Cabral piętką zagrał do Wawrzyniaka, a ten uderzeniem w okienko bramki Kaczmarka ustalił wynik spotkania na 3 – 3.


Pierwszy remis w sezonie
Rezultat 3:3 osiągnięty w starciu z Cracovią był pierwszym remisem podopiecznych Macieja Skorży w bieżącym sezonie. W dotychczasowych meczach Legioniści grali bezkompromisowo. W piętnastu spotkaniach odnieśli dziewięć zwycięstw i ponieśli sześć porażek. Remis w starciu z „Pasami” jest pierwszym ligowym podziałem punktów Legii od 15 maja 2010 roku, kiedy to w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu drużyna dowodzona przez Stefana Białasa zremisowała przy Łazienkowskiej 2:2 z GKS-em Bełchatów.

Przeżyjmy to jeszcze raz
Analizując dwa pojedynki w obecnym sezonie pomiędzy Cracovią, a Legią nie sposób nie zauważyć, że oba były piłkarskimi dreszczowcami. 16 sierpnia 2010 roku kibice nie obejrzeli co prawda sześciu goli, ale na brak emocji narzekać nie mogli. Bohaterami tamtego widowiska byli zawodnicy, którzy w spotkaniu rewanżowym z różnych przyczyn nie wystąpili. Krakowianie prowadzili od 5 minuty po trafieniu Bartosza Ślusarskiego (obecnie zawodnik Lecha Poznań). Legia wyrównała na kwadrans przed końcem za sprawą strzału głową Marcina Komorowskiego. Decydująca dla losów spotkania okazała się 93 minuta kiedy to Marcin Cabaj (obecnie bez klubu) zbyt długo przytrzymywał piłkę i sędzia podyktował rzut wolny pośredni. Ponad 30 tys. kibiców Legii  zgromadzonych na nowo wybudowanym stadionie do ekstazy doprowadził Maciej Iwański (obecnie zawodnik tureckiego Manisasporu) posyłając piłkę obok bezradnie interweniującego golkipera rywali, zapewniając swojej drużynie zasłużone trzy punkty. Ten moment pozostanie na długo w pamięci każdego kibica warszawskiej Legii.